"Jedź za granicę, mówili. Będzie fajnie, mówili." albo krótka notka o tym, że podróże kształcą. I powodują raka.

Szkoda tylko, że mowli to ci, co za granicą nie byli.
Albo to ja jestem taki niereformowalnie skonfigurowany życiowo idiota, że zamiast podchodzić do tematu ostroznie, jak ten przysłowiowy pies do kolcoka to się najpierw napalam na podobieństwo marynarza po rejsie, który trafił do burdelu z opcją promocyjną "Przypływający do portu odlatują za darmo", a potem płaczę, że bez zabezpieczenia i jednak trzeba dziwce alimenty płacić, bo dorabiała sobie tylko na pół etatu a i to nie do końca legalnie bo na umowie śmieciowej.

Nie o tym jednak chciałem dzisiaj, bo kogo obchodzi to, że strzeliłem sobie w kolano z dubeltówki?


Dzisiaj mnie do szału doprowadził jeden fakt - kunktatorstwo miejscowych.

Poważnie, ja się zastanawiam jakim, do stu beczek zjełczałego tranu, sposobem naród ów, któren łoży aktualnie walutę swą tracącą na wartości na moje utrzymanie, opanował pół świata swego czasu?


Planowanie jakiekolwiek nie istnieje. Myślenie kilka ruchów naprzód nie istnieje. Zrobienie czegoś, co wymagałoby w najmniejszym nawet stopniu umoczenia autochtońskich, nieskalanych czynem rączek nie istnieje.

Nie ważne, że z powodu przeciągającej się awarii sprzętu niezbędnego mi do pracy muszę się tułać razem z współpracownikiem mym i dosłownie żebrać w innych sekcjach miejsca pracy o uzyczenie substytutu i wyglądam w związku z tym w oczach innych gorzej niż rozsmarowana na szybie samochodu mucha. I podobnie się czuję. To że w związku z powyższą awarią efektywność mojej pracy również leży i kwiczy, jakoś nikogo specjalnie nie rusza. Bo po co? Lepiej powiedzieć "It's not possible/I cannot help you" czy iiny kawałek dennej ściemy i olać.

Szkoda, że to tylko w jedną stronę działa. Znaczy się, jak ode mnie wymagać, to ok. Ale jak ja wymagać od ichnich, a w szczególności od mojej szefowej (żeby ją mór zdusił), to ona rozkłada ręce. Że ona nie może. Że nie da rady.


To co z ciebie, przedstawicielko synów i cór Albionu za szefowa, skoro ty nie masz wpływu na nic poza tym co w siebie wlewasz i z siebie wylewasz?

To tak jak z tym pączkiem, o którym gderał Geraltowi i spółce swego czasu Zoltan - marmoladę przywilejów i pozycji wyżerają, cholery, ze smakiem a resztę czyli obowiązki i odpowiedzialność za swoich ludzi wypieprzają, bo już niesmaczna i ogólnie fuj.

W takich chwilach doceniam odwieczne polskie załatwiaństwo i kombinowanie na boku. Dawno by było po problemie.

I tylko mi smut czoło kala, bo z racji wkurwa powyższą sytuacją dzisiaj spowodowanego, zostałem sromotnie ofuknięty. A nie chciałem.

Niby mówią, że pisać jest lepiej niż mówić, bo się człowiek może zastanowić i nie walnąć durnoty jakiejś.

Łeż to i wierutne bzdury, powiadam. Jeśli jesteś nadpobudliwym i bezmyślnym cepem, to bez względu na formę, zawsze zrobisz z siebie durnia. I jedyne, pachołku bez umu, coć zostaje to liczyć na wyrozumiałość fukającego, albo na oto że jak zechce dochodzić sprawiedliwości i zemsty, to kara będzie do udźwignięcia.

A gdzie w tym wszystkim rak, spytacie? W rzece, albo na żołądku, zalezy jak na to wszystko spojrzeć.

Komentarze

Popular Posts

Darwin nie miał racji.

This is not a show you are looking for, czyli "Punishera" recenzja nowego.

This is not the Punisher you're looking for, albo recka drugiego sezonu.