Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2017

Zahaczki wspomnieniowe.

Mamy jesień, słuchajcie. Ani chybi. fajna pora roku, o ile nie pada za długo. Zawsze wtedy zbiera mi się na wspomnienia i ogólnie wjeżdża nostalgia level milion. Tylko że u mnie te wspomnienia mają ciekawy generator, mianowicie węchowy. No tak, no. Zapachy jesieni mnie trafiają zawsze i co najlepsze najwięcej z nich kojarzy mi się z moim tatą. Czuliście kiedyś właśnie teraz, we wrześniu, zapach mokrej, świeżo zaoranej ziemi? Mokry, intensywny, upajający jak narkotyk? To jeden. Rozgrzany olej i smar ciągnikowego silnika to dwa. Dym palonych liści to trzy. Pamiętam, jak byłem mały, dawno temu, kiedy jeszcze rodzice parali się pracą na roli, ojciec wracał po całym dniu mordowania tyłka na naszym wysłużonym Ursusie, to pachniał tym wszystkim, przynosił te wszystkie zapachy do domu. Zdejmował wyłachmanioną kapotę i siadał zmęczony za stołem z petem w ustach, a po kuchni niosła się jesień. A potem, jak już na stałe zajął się budowlanką, zamiast ziemi, zabierał ze sobą z pracy zapach żywi

Wpis (a)polityczny.

Chyba, słuchajcie, odlajkuję sobie na twarzoksiążku wszelkiej maści polityczno-społeczne serwisy, newsroomy, gazety i innych wesołków zajmujących się udostępnianiem w tym temacie informacji. I to nie dlatego, że jest jak jest. Nie. I nie dlatego, że mi malowniczo dynda, kto rządzi, jak i to ile mnie oraz moje potencjalne dzieci będzie naprawa tego całego bajzlu kosztować jak się już nasz kochany naród opamięta, bo mi to nie zwisa. Nope, nie dlatego. Poważnie rozważam to, ponieważ przeczytałem dzisiaj na kilku z nich już zeskrinowany i udostępniony status pewnej dość znanej posłanki partii rządzącej (tej co lubi w czasie obrad sejmu sałatkę szamać bez żenady. Wiecie której), w której owa godnie naród nasz kochany reprezentująca osoba wysnuwa wybitnie odkrywczy oraz jak najbardziej w dobrym tonie i na miejscu wniosek, że za głośną ostatnimi dniami w mediach wszelakich śmierć młodego chłopaka Kacpra winne jest - łapcie się czegokolwiek - lewactwo! Tak jest, kochani. Kuba Wojewódzki, tel

Na progu śmieci bycia plusy, tudzież zalety samczego chorowania.

Tak jest, kochana publiczności. Od trzech dni walczę desperacko o życie. Musiało mnie gdzieś w Wawie na lotnisku przewiać szpetnie, albo to od tego cholernego deszczu. Nieważne. Istotne jest to, że objawy które brałem początkowo za syndrom dnia wczorajszego, ew. reakcję obronną organizmu na konieczność powrotu do oflagu na kolejne pięć tygodni orki, okazały się Zgubą Durina męskiego pogłowia.  Skutki tego są różnorakie. W kolejności przypadkowej zatem: Mogłem bez cienia wyrzutów sumienia wziąć urlop na żądanie, kiedy okazało się że moja szefowa bez informowania mnie zmieniła mi grafik i dzień zwykle wolny, czwartek, okazał się pracującym dla mnie a ja nic o tym nie wiedziałem. Na upartego mogłem iść, powiem szczerze, ale że się z leksza zalterowałem informacją przedłożoną mi zaraz po byciu wyrwanym z odmętów wyra, nie poszedłem. Bonus feature - posłańca powitałem w gatkach, znaczy się w moim dzienniku pogarda over 9 000, aczkolwiek to był chyba one shot. Trochę obciach. Więc sum

Myślenie to jest rzecz niebezpieczna.

Makuszyński miał rację wkładając te słowa w usta Jehowy w swojej Rajskiej opowieści.  Emocjonalne ameby bez serc mają łatwiej w życiu, bo nie nachodzą ich o pierwszej w nocy rozkminy tyczące się życia emocjonalnego i związkowych fakapów. Bez sensu, powie ktoś. Przecież ledwo co wróciłem z Narnii, dotknąłem naocznie cudu i magii w najczystszej postaci. Prawda i nie zmieniłem ni na jotę zdania w temacie tego objawienia. Tylko cholera wie skąd wylazł na ramię diabeł i szepcze do ucha: "Nie Ty. Nie będziesz. Nie dostaniesz. Ne należy się. Nie Tobie". I przytacza wszystkie moje porażki uczuciowe i złe momenty, które doprowadziły do tego, że w wieku lat ponad trzydziestu jeden dalej jestem sam. Pamiętam jak w swoje urodziny, dobre lat temu kilka dowiedziałem się, że moja pierwsza dziewczyna mnie zdradzała. Trzy miesiące po rozstaniu zadzwoniła w środku nocy i wypaliła mi to w twarz.  A ja, naiwny, myślałem że już się podleczyłem z ciągłego wmawiania wtedy sobie że byłem zł

Co by było, gdyby Prosiaczek napisał książkę, czyli "Świnia ryje w sieci".

Tak, ten Prosiaczek. Z "Kubusia Puchatka". Pod warunkiem, że dorósłby, zgorzkniał jak diabli i zaczął hurtowo żreć burgery? Wyszłoby z tego, sądzę, coś całkiem ciekawego. Coś jak "Świnia ryje w sieci" autorstwa pana o wdzięcznej ksywie PigOut (tak, wiem. Początek suchy ale jakoś zacząć trzeba). Kim jest ów mąż zacny, iż ja, nikomu nieznany początkowo blogujący ośmielam się męczyć Wam tyłki o książce, którą tenże wydał jakieś dwa miesiące temu? Blogerem opisującym wszystko co widzi - od filmów, poprzez różnej maści eventy, po swoje własne, naocznie zobaczone i doświadczone życiowe śmiesznostki i fakapy. Ma stronę na FB i własnego pełnokrwistego page'a w sieci z masą kontentu, więc jeśli chcecie się coś niecoś na temat typa dowiedzieć przed zakupem jego opus magnum to włala. O czym jest ta książka? O tym samym co powyżej. Na moje oko takie the best of z jego dotychczasowej kariery, choć mogę się mylić. Trafiłem na samego bloga i książkę totalnie przypadkiem, znudz

O kształcie gruszki słów kilka mojego autorstwa.

Na weselu byłem, miód i wino piłem, a co zobaczyłem... Co zobaczyłem spróbuję opisać. Nie wiem czy się to uda, ale spróbuję, żeby zachować jakiś ułamek tego, czego doświadczyłem ku pamięci potomnych, oraz dwojga głównych bohaterów tej opowieści. Jeśli uznacie poniższe słowa za ckliwy banał i przecukrowaną do porzygu bajkę, to trudno. Nie moja to rzecz. Jestem niewsypany, niedawno opuściły mnie symptomy kaca po intensywnym bruderszafcie pitym z rodzicami Smarkuli, cały dzień tłukłem się pociągami, a teraz czeka mnie noc na lotnisku. Więc czytacie tylko i wyłącznie na własne ryzyko i za efekty uboczne ja odpowiedzialności dzisiaj nie biorę, no way. Wiecie, mógłbym napisać tu o wielu rzeczach - o całkiem udanym kazaniu w kościele. O tym, jak przepięknie panna młoda wyglądała w sukni ślubnej (bo że jej wybranek w gajerze rządził to normalka, faceci mają w temacie znacznie prościej jednak ;)). O tym z jakim smakiem, gustem i pieczołowitością była przygotowana sala weselna i ile ser

"Seks mnie nie łechce".

...::::::::::WARNING::::::::... Wpis może zawierać treści uchodzące za skrajnie mizoginistyczne. grozi też poparzeniem oczu kwasem ziejącym z zapisanych zdań, jest bowiem stricte  subiektywny. Zachowaj więc kochany czytaczu odpowiedni dystans i jesli skrytykować raczysz, to w sposób kulturalny. Mam dzisiaj parszywy dzień. Dziękuję pięknie. ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Tak mawiała swego czasu jedna moja znajoma z klasy z ogólniaka. Nie przypisywałbym temu stwierdzeniu jakiejś specjalnej głębi, ale od jakichś dwóch dni łazi mi to po głowie. W sumie chyba coś w tym jest. Żeby jasność była - dalej lubię seksy. Tylko jakby inaczej. W sensie nie że seksy dla samych seksów. Już nie. Wiecie, miałem taki okres w swoim życiu, że myślałem w ten sposób. Nie angażować się, tylko mieć frajdę. Bez uczuć, pieprzenia o związkach etc. Nie miałem szczęścia do długoterminowych relacji i po którejś z kolei s

Miało niczego dzisiaj nie być, albo o triggerach słow parę. Uprzedzam, będą bluzgi.

Znaczy miało być, a potem miało nie być. Chodzę od rana jak bomba zegarowa i jedyne o czym myślę to jak komuś zrobić kuku. Znacie takie dni. Czasem wstajesz, człowieku, lewą nogą i nic, nawet głupie zmywanie garów czy zaklepywanie biletu przez stronę PKP Intercity ci nie idzie. Swoją drogą to IC powinno być bardziej do przodu. Ich page nie współpracuje z moim Chromem, ale na IE działa.  Choć po prawdzie, jak się nad tym zastanowić, to wcale to nie jest dziwne. Mimo wszystko jednak wpis będzie, bo zapuściłem sobie na YT toto:  Adrian van Ziegler - Freedom To był trigger trzeci, najmniej związany z całokształtem tego czemu ostatnimi czasy lepiej trzymać się ode mnie z dala. Dwa kolejne są jakby bardziej skorelowane, choć pozornie wydawać się może inaczej. Ad rem zaś: 2. Wczoraj w robocie usłyszałem story o typie od nas z pracy, który od ponad pół roku jest mobbingowany przez autochtonów. Tak mówią. W sensie ów i jego zaufani. Podobno. Tenże vir molestissimus  nie jest bowiem t