Zahaczki wspomnieniowe.
Mamy jesień, słuchajcie. Ani chybi. fajna pora roku, o ile nie pada za długo. Zawsze wtedy zbiera mi się na wspomnienia i ogólnie wjeżdża nostalgia level milion. Tylko że u mnie te wspomnienia mają ciekawy generator, mianowicie węchowy. No tak, no. Zapachy jesieni mnie trafiają zawsze i co najlepsze najwięcej z nich kojarzy mi się z moim tatą. Czuliście kiedyś właśnie teraz, we wrześniu, zapach mokrej, świeżo zaoranej ziemi? Mokry, intensywny, upajający jak narkotyk? To jeden. Rozgrzany olej i smar ciągnikowego silnika to dwa. Dym palonych liści to trzy. Pamiętam, jak byłem mały, dawno temu, kiedy jeszcze rodzice parali się pracą na roli, ojciec wracał po całym dniu mordowania tyłka na naszym wysłużonym Ursusie, to pachniał tym wszystkim, przynosił te wszystkie zapachy do domu. Zdejmował wyłachmanioną kapotę i siadał zmęczony za stołem z petem w ustach, a po kuchni niosła się jesień. A potem, jak już na stałe zajął się budowlanką, zamiast ziemi, zabierał ze sobą z pracy zapach żywi