Na progu śmieci bycia plusy, tudzież zalety samczego chorowania.

Tak jest, kochana publiczności. Od trzech dni walczę desperacko o życie. Musiało mnie gdzieś w Wawie na lotnisku przewiać szpetnie, albo to od tego cholernego deszczu.

Nieważne. Istotne jest to, że objawy które brałem początkowo za syndrom dnia wczorajszego, ew. reakcję obronną organizmu na konieczność powrotu do oflagu na kolejne pięć tygodni orki, okazały się Zgubą Durina męskiego pogłowia. 

Skutki tego są różnorakie. W kolejności przypadkowej zatem:

  1. Mogłem bez cienia wyrzutów sumienia wziąć urlop na żądanie, kiedy okazało się że moja szefowa bez informowania mnie zmieniła mi grafik i dzień zwykle wolny, czwartek, okazał się pracującym dla mnie a ja nic o tym nie wiedziałem. Na upartego mogłem iść, powiem szczerze, ale że się z leksza zalterowałem informacją przedłożoną mi zaraz po byciu wyrwanym z odmętów wyra, nie poszedłem. Bonus feature - posłańca powitałem w gatkach, znaczy się w moim dzienniku pogarda over 9 000, aczkolwiek to był chyba one shot. Trochę obciach. Więc sumienie nie gryzie (za bardzo).
  2. Zdobyłem się na rzecz szaloną i nie do pomyślenia jeszcze tydzień temu - zmajstrowałem swojego własnego bucket lista. Ja. Człowiek, który o systematyczności i postępowaniu step by step, że notowaniu ku pamięci nie wspomnę nie ma zielonego pojęcia. W związku z powyższym pokazało się kilka rzeczy (smutnych). Wychodzi na to, że sztywniak się ze mnie zrobił jak jasny xuj, ludzie. Zero polotu, improwizy, szaleństwa... Nic. No dobra, prawie nic, bo samoczynna nauka namiotowego survivalu nie jest niczym łatwym ani powszechnie spotykanym, zwłaszcza jeśli tym namiotem ma być moje własne, indiańskie tipi. Z malunkami i na pełnym wypasie, a co! Plus do tego kilka(naście) innych indiańskich bajerów do kompletu. Zajarany jestem perspektywą, mówię Wam, jak flary kibolskie na Marszu Niepodległości. Zwłaszcza że jest gdzie zasięgnąć informacji. Będę cyklicznie dodawał, jak tylko mózg mi odrdzewieje.
  3. Starzeję się jak nic. Odpaliłem zakurzony i dawno na lapku moim zapomniany emulator do romów z grami na Commodore 64. Tak, grałem. I mam w domu działający, bjaczezz!! #GralemNaCommodoreWięcWiemCoToOldschoolGamingDziwko! Seriously, jak mi ktoś wyjedzie, że grał w "Call of Duty 2" i uważa się za starego gejmera, to zabiję parskiem. Wyskocz synu ze mną na solo w cokolwiek na C64 i wtedy pogadamy.
    Enyłej, bo się z leksza zdygresiłem - refleks nie ten chyba, bo takie wciry co rusz zbieram, że proszę siadać. Jakoś za smarkacza czas reakcji był lepszy chyba. Co nie zmienia faktu, że ubaw mam jak jasny gwint.
  4. Tęsknię za domem. Wiem, to tylko pięć tygodni, więc zleci ani się obejrzę, ale serio, nie mogę się doczekać powrotu. Serio. Rysują mi się na koniec roku całkiem miłe perspektywy rozrywkowo-towarzyskie, a jakby za tym poszła w miarę przyzwoita robota to by było całkiem zajebiście, sądzę. Fakt taki, że miejscowi doprowadzają mnie do furii pominę.
  5. Tu, znaczy się w punkcie ostatnim mam zagwozdkę. bo z jednej strony fajnie by było jakby jakaś niewiasta sercu memu miła pomagała mi w boju o integralność ciała z duchem i nie pozwoliła temu drugiemu w astral do Krainy Wiecznych Łowów się przenieść, ale z drugiej nie jestem pewien czy warto którąkolwiek narażać na kontakt ze mną w takim stanie. wiadomym jest, że chory facet to rzecz gorsz od morowej zarazy. Niemniej jednak trochę ssie.

Suma sumarum wychodzi na plus. Miałem czas zebrać myśli i co nieco sobie we łbie poukładać na dobre. Co z tego wyjdzie to się jeszcze zobaczy, bo wiecie, różnie może być.
Nie,niej jednak, paradoksalnie, chce mi się żyć. A to już jest myk z jakim od dość dawna do czynienia nie miałem albowiem wegetacja się nie liczy.

Komentarze

Popular Posts

Darwin nie miał racji.

This is not a show you are looking for, czyli "Punishera" recenzja nowego.

This is not the Punisher you're looking for, albo recka drugiego sezonu.