Hejt na hejterów, albo o tym czemu prędzej odwalę kitę niż wstąpię w jakikolwiek fandom aktywnie społecznie.

Wreszcie pokazali trailer nowych Star Wars. 

Zajebiście, nie? Wygląda kozacko, na moje oko kroi się całkiem fajny film.
Co ma z tym tytuł wspólnego, zapyta ktoś może?

Ano to, że jeśli siedzisz w temacie, to pewnie masz posubskrybowane na portalu im. Marka Zuckerberga różnej maści oficjalne i nie strony około sagi orbitujące.

Teraz kape wu? Zacność.

Dla tych, co nie mają, bo na to nie wpadli żeby mieć, pospieszam rączo niczym Road Runner z wyjaśnieniem.

Rozchodzi się o to, słuchajcie, że prędzej czy później traficie, z reguły samemu komentując, na kontrkomentarze innych fanów. Albo raczej fanóff. I z mety skoczy Wam ciśnienie, jeśli do Star Warsów macie stosunek na podobieństwo mojego albo nawet bardziej.

Co tam się odimperialnia, to jest słuchajcie taka jazda że najczystszej próby Czarny Lotos z Zingary wysiada. Serio, taka mentalna promocyjna rozpierducha przedwigilijna w Lidlu.

"Disney zabił SW", "Saga zaczyna przypominać bajkę dla dzieci" etc. Jak macie nerwy to sobie poczytajcie. Ja nie mam.

Ta sama faza weszła jak okazało się, że J.J. Abrams będzie reżyserował epizod dziewiąty. Jakieś hejty straszliwe, bluzgi, jar-jarowanie gościa... A ja tak siedzę, czytam i zachodzę w czerep co jest grane?!

Dobra, kapuję, że można mieć odmienne zdanie w temacie, wiadomo. Gusta jak sutki - każdy ma swoje i z reguły się z nimi na widoku nie obnosi. Ale...

...po jaką matkę Teresę z Kalkuty urządzać takie hejty? Bo to, widzicie, nie hejtują ludzie normalni, skorzy do konstruktywnej wymiany argumentów, która to czynność z reguły prowadzi do jakiegoś meritum a czasem wspólnego piwa, ew. pięciu.
Hell no. Tam rządzi mentalność rodem z transmisji posiedzeń parlamentu w Dniu świra.  Czyli "moja prawda jest jedyna i obowiązująca, a wy tam, reszta to n00by, pizdy i nie znacie się na sadze, tfu na was i dzieci wasze do siódmego pokolenia naprzód!". I to nie tylko na naszym krajowym podwórku. To bym akurat jeszcze olał, bo cebula obrodziła ostatnimi dwoma laty zacnie u nas, nothing special.
No ale zagraniczne zgrupowania, takie z dziesiątkami tysięcy followersów też na to chorują.

A wisienką na stolcowym torcie takiej cukierniczej robinsonady jest hasło: "Hejt, ale do kina i tak pójdę!". 

Kumacie? Nie no, Disney approves, my friend! #HajsMusiSięZgadzać.

Tylko jakby, po co? Żeby potem dalej, do czasu wyjścia filmu o Hanie Solo hejtować każą sekwencję po kawałku? Chyba tak, bo ja innego powodu nie jestem w stanie wymyślić.

Normalni ludzie, jeśli czegoś nie lubią, to z reguły tego unikają. Np. ja. Nie lubię różu, klasycznych slipów model "Janusz 1960" i wódki, zwłaszcza czystej. Nie i xuj. Więc siłą rzeczy żeby nie narażać i tak chorych oczu na szwank i nie kancerować swojego nad wyraz podatnego na negatywne bodźce, w tym kaca, umysłu oraz ciała, unikam wyżej wymienionej trójcy niczym dżumy. Osobno i w dowolnej konfiguracji. Nie i już. Proste tak, że nawet nie chce mi się wysilać na jakieś rozbudowane metafory.

Ale nie, po co? Lepiej ziać jadem i wkurwiać malowniczo innych.

Seriously, ludzie nie mają życia.

W związku z tym stwierdziłem, że starczy i odlajkowałem jakieś 99,9% wszelkich stron, portali etc, zajmujących się tą tematyką.Czkawkę zacząłem  mieć już przy wysypie coraz to bardziej popieprzonych teorii kim jest Snoke, albo kto spłodził Rey, ale jakoś zdzierżyłem. Teraz się poddałem. 

Wolę zacząć na powrót rejestrować świat i rzeczy które w nim lubię, po swojemu, z czystym kontem, bez zdania osób trzecich. Tak jak to było kiedyś, przed epoką internetu, trailerów, teaserów i rozmieniania każdej klatki na atomy i doszukiwaniu się w tym sensu, często nieistniejącego.

Pójdę na film i kompletnie dam się zaskoczyć. Nie będę wiedział nic i będzie mi z tym zajebiście. Tak samo z książkami i wszystkim innym.


I nie, nie mam zamiaru zacząć udzielać się w czymś, co produkuje takie bezmózgowie. Wiem, dostanie mi się że pojeżdżam po całym fandomie na podstawie wyrywku całości, ale jednak podziękuję. Serio. Spotykać się z ludźmi i narażać na dyskusje w tym tonie? Nope po stokroć. I bez takich prognoz ciężko by mi było, bo wiem jak zamknięte klany fanów i znawców reagują na świeżą krew, próbowałem tego.

Jak gdzie kiedyś coś, to spoko. Zaufam Mocy, niech mnie wiedzie. Ale sam szukał nie będę, to się nie ma prawa udać.

Umrę pewnie przez to niczym Yoda, samotny i pomarszczony jak śliwka, ale wolę to niż dyskusje z idiotami. Albo nawet nie to, ile słuchanie ich dyskusji z innymi. Za nerwowy jestem.

Aha, po seansie filmu spodziewajcie się recki, bez względu na to czy film mi się spodoba, czy nie bardzo. Coś skrobnę.

Komentarze

Popular Posts

Darwin nie miał racji.

This is not a show you are looking for, czyli "Punishera" recenzja nowego.

This is not the Punisher you're looking for, albo recka drugiego sezonu.