Siła jest kobietą. Banał, ale prawdziwy, chcecie czy nie.



Co, że smuty walę i stulam ogólnie rzecz ujmując pierdoły? A i owszem.No ale, słuchajcie, czasem tak jest że nawet o banałach trzeba przypominać.

Enyłej... Czemu akurat dzisiaj w takie tony podbijam? Ano temu, że trafiłem na wpis. Bardzo trudny w odbiorze wpis. A nawet dwa. O tym, że autorce jednej i drugiej ciężko jak jasna cholera było go napisać, to nawet nie ma co wspominać, słuchajcie.

Wrzucę Wam tu linki do obu, poczytajcie sobie i wnioski wyciągnijcie sami. A na deser dołożę coś z własnego podwórka, żeby nie było że tylko z neta małpuję i wklejam cudze treści.

Pierwszy, droga nieliczna publiczności pochodzi z bloga Piątkowego Kącika Nienawiści Dla Ludzkości a traktuje o temacie tak powszechnie aktualnie zlewanym jak wojna w Syrii, pedofilia kleru czy walka Rdzennych Amerykanów o zachowanie tej nędznej resztki wolności, jaka im koloniści zostawili. Znaczy się o depresji. Całość znajduje się tu i naprawdę, powiadam Wam, warto się nad tym pochylić, bo podane jest prosto a skutecznie i przynajmniej mi dało do myślenia.

Druga sprawa jest nieco bardziej śliskiej natury i prowieniencji, albowiem tyczy się tematu mocno drażliwego, a mianowicie religii, czyli jednego z dość często powodujących społeczny zapłon ostatnio myków. Mimo to przeczytajcie.
Nie zamieszczam tu tego po to, żeby kogokolwiek oświecać, otwierać oczy czy coś, nie. Niech wnioski każdy po lekturze wyciągnie sam i osądzi autorkę zgodnie z własnym sumieniem, bo od tego je wszak macie. Nadmieniam o jej sprawie dlatego, że dziewczyna z powodu swojej decyzji została odrzucona i społecznie zmarginalizowana, a to jest topik dla mnie osobiście wybitnie łatwo triggerujący bo sam się z podobnymi sytuacjami od smarkacza spotykałem, choć nie na taką skalę jak ona. I rzecz jasna po przeczytaniu jej wyznania/opowieści krew mnie nagła zalała. 


O kim mowa? O Muffin Case i jej historii, która znajduje się tu.

Pewnie ktoś zaraz wyjedzie z tematem, że robię im reklamę. Ta, jasne. Ja im. Luknij jeden z drugim w staty u nich a u mnie i odstąp w hańbie po porównaniu tychże.

Poza tym mam od siebie coś w temacie girl power do dodania, żeby nie było.

Mianowicie, słuchajcie, jakieś cztery i pół miesiąca temu mój dziadek poszedł dalej, jak mawiają Indianie, ruszył w dalszą wędrówkę. Niby rzecz normalna, każdego to czeka. Tylko że ów ze wszech miar godzien szacunku mąż cierpiał od kilku lat na postępującą demencję starczą, która w ostatnim miesiącu jego życia sprowadziła go do roli warzywa.

Dosłownie. Leżącego bezwładnie na łóżku, nie mogącego mówić, patrzącego w sufit warzywa. Albo raczej poand osiemdziesięcioletniego niemowalaka, bo taka metafora trafniej oddaje stan rzeczy. Niemowlaka z całym dobrodziejstwem inwentarza, czyli karmieniem, myciem, przewijaniem, etc.

I teraz skumajcie fant taki - jakieś dwa tygodnie, albo tydzień przed jego podróżą, siłą rzeczy musiałem mojej mamie pomóc w zabiegach przyodziewczo-higienicznych.
I nic, ale to absolutnie nic, nigdy do tego stopnia nie złamało mnie psychicznie jak konieczność partycypowania w tym i związane z tym bodźce. 

W życiu nie czułem się gorzej jak wtedy, kiedy... A, cholera jasna, nawet teraz nie umiem znaleźć słów żeby o tym opowiadać, żeby to opisać. I nie jestem pewien czy kiedykolwiek będę mógł to zrobić.
A moja babcia, stara, zmęczona życiem kobieta mieszkała z nim pod jednym dachem ponad sześćdziesiąt pięć lat (licząc od ślubu) i dzień po dniu patrzyła na to, co się z nim dzieje, nie spała po nocach, martwiła się. A nie odstąpiła go na krok, nawet na sekundę.
Moja mama przy każdej możliwej okazji (głównie w weekendy, kiedy opiekunek z MOPSu nie było) robiła tam za pielęgniarkę, niańkę, bogowie wiedzą kogo jeszcze. A to był jej ojciec, facet, którego i ona, i babcia, i ja pamiętamy zupełnie innym - jako faceta znającego pięć języków, o żelaznych nerwach, zawsze spokojnego, oczytanego i nie znającego pojęcia "nie da się zrobić", szarmanckiego i uczciwego do bólu. To nie kit, on naprawdę taki był.


See the difference here?

Ja odpadłem po jednym razie. One nie. Ani po jednym, ani po kolejnych.

Nie wiem, może śą na świecie silniejsi, odporniejsi faceci niż ja. Ba, chcecie mi wlepić metkę mięczaka to bez krępacji. Ale zdania w tytule zawartego nie zmienię. Bo nielichych jaj, odwagi i nieludzko twardego tyłka trzeba, żeby przeżyć takie coś. I o tym publicznie opowiedzieć ewentualnie, wiedząc jakie będą skutki.

Dla Was obu, szanowne blogerki szacun wielki. I kciuki zaciśnięte, żeby mimo tego, co zrobiłyście, zrobiło się Wam lepiej a nie przeciwpołożnie.









Komentarze

Popular Posts

Darwin nie miał racji.

This is not the Punisher you're looking for, albo recka drugiego sezonu.

This is not a show you are looking for, czyli "Punishera" recenzja nowego.